Macie czasami tak, że cierpicie, myślicie, że przejdzie, że to nic takiego a potem BUM – biopsja, szpital, operacja… i: „czemu pani nie przyszła wcześniej?”?
No więc ja bardzo nie chcę być w takiej sytuacji.
Od jakiegoś czasu miewałam moje małe ataki serca. Kiedy tylko bolało – nie przejmowałam się tym. Zagryzałam zęby, cierpiałam, za chwilę przechodziło. Ale potem doszły ataki duszności. Na początku ciężko było oddychać, ale potem… Jeszcze ciężej. Ale nadal uważałam, że to się dzieje na tyle sporadycznie, że nie warto się tym przejmować. Przyszedł jednak taki moment, że zaczęło mi brakować powietrza. Nie mogłam złapać oddechu. Czułam się jak karp w Wigilię wyciągnięty z wanny i czekający na swoją dolę… Nadal uważałam, że to nic takiego – ale… Ból był na tyle nieprzyjemny i lęk związany z tym, że jeszcze chwila, a mogę się udusić, był na tyle duży, że postanowiłam pójść do kardiologa.
Zazwyczaj nie mam oporu przed chodzeniem do lekarzy. Jestem totalną mistrzynią prewencji – i chętnie wszystko sprawdzę, znajdę i wyleczę. Ale kardiolog? Nie mam przecież 80 lat… A może moje stresujące życie lub nerwowa osobowość postarzyły mnie na tyle, że może? Może to już czas najwyższy…
No więc poszłam.
– Co Pani dolega?
– Panie doktorze… Myślę, że coś mi się dzieje bardzo poważnego i czas się do tego przyznać.
– Co się dzieje?
– Wydaje mi się, że mogę się zbliżać do ataku serca…
– Ciekawe… Zbliża się Pani, ale jeszcze nie miała?
– Jeszcze nie miałam, ale mam ostrzeżenia – dlatego postanowiłam przyjść i sprawdzić z Panem, co mi jest i jak to ogarnąć.
Widziałam że w oczach miał napisane: HATE GOOGLE!!! Studiowałem 6 lat a jemu wystarczy kilka minut żeby zdiagnozować.
Ale był uprzejmy i przyzwyczajony do diagnostyki internetowej, więc poważnie podszedł do wysłuchania całego przebiegu historii mojej choroby.
– No dobrze, to zbadamy zaraz Panią i zobaczymy, ile lat życia zostało…
Tu posłuchał, tam coś przykleił…
Pół godziny później czekam na wyrok.
– No więc…? Pytam…
– Często ma Pani takie objawy?
– Nie, ale kiedy mam, to są dokuczliwe.
– Zdarzają się Pani w sytuacjach stresujących?
– Raczej nie.
– Kiedy życie za bardzo boli, wtedy się Pani zdarzają?
Czy on próbuje mnie rozśmieszyć? To chyba jest bardzo poważnie.
– Nie wiem, chyba tak… Nie zauważyłam.
– Prowadzi Pani intensywne życie?
Co to za pytania???? Przecież nie jestem na kozetce… Jestem ale nie takiej, na której zadaje się takie pytania..… Na pewno coś poważnego i przygotowuje mnie do mojej ulubionej rozmowy – mniej się stresować, więcej spać, cieszyć się życiem i brać tabletki.
– Pani Julio, każdy ma intensywne życie, ale chyba Pani sobie dokłada intensywności.
– Co to znaczy?
– Że za bardzo wszystko Pani przeżywa.
– Czy to znaczy, że to coś poważnego…?
– Bardzo! Będziemy musieli poprosić innego lekarza o pomoc, bo ja nie jestem w stanie Pani pomóc.
W głowie mi pulsuje pytanie: czy jest rak serca??? Nie, no przecież nie ma czegoś takiego.. czemu muszę iść do innego lekarza?
– No więc, Pani Julio, … Fizjologicznie Pani serce jest całkowicie zdrowe, a inne blizny… To niestety nie moja specjalizacja…
Ja mam kilka sposobów na to, żeby tylko kardiolog zajmował się moim sercem:
1. Być blisko natury
2. Znaleźć pasję
3. Cieszyć się z drobnych pięknych rzeczy
4. Być szczęśliwym
5. Być otwartym na nowe znajomości i historie innych ludzi
6. Dbać o swoją żeglugę duchową
7. Mieć pracę, którą się kocha
8. Dać sobie przestrzeń na wszystko – pomyłki, zabawę, refleksję, na umieranie, szczęście i nieszczęście.
2 komentarze
Jakbym czytała o sobie;)
Zostaje mi tylko życzyć byś nigdy nie zapomniała, że te sposoby to najlepsze metody leczenia 🙂
To sa bardzo mądre życzenia! Dziękuje 🙂 myśle ze jednym z powodów którego pisze ten blog to po to żeby nie zapomnieć …
Życzę ci jak najmniej wizyt u wszelkiego rodzaju kardiologów 🙂