Dziecko nie jest od tego, żeby podawać Ci szklankę wody na starość. Ani od tego, żeby dotrzymywać Ci towarzystwa, czy Cię utrzymywać. Dziecko nie jest back up planem na starość. Przynajmniej nie powinno być.
Bo nie ma ciężaru większego niż poczucie obligacji i zobowiązania.
Po co Ci dziecko?
Na wypadek gdyby mi odbiło, a zmęczenie, czy niewyspanie zaćmiło mi mózg, na początku „Pamiętnika pierwszych rzeczy Wilde” jest napisane:
You do not owe me anything.
Napisałam to po to, żebym pamiętała, że Wilde jest naszą decyzją i prezentem od wszechświata. To mój obowiązek o niego dbać dzień i noc – bo on się nie prosił na świat. Wiedziałam, na co się pisze (co prawda Fergus miał większy kontakt z potencjalną rzeczywistością, ale mój brak wyobraźni to nie wina Wilde). Dlatego cokolwiek robię, robię to z miłością i bez poczucia, że chcę czegoś w zamian.
You are my son, but you are not mine.
Nikt nie chce mieć uległego dziecka, które jest konformistą i zgadza się na wszystko. Jednak żądamy, żeby było ulegle w stosunku do nas. No tak to nie działa. Nie może być wobec nas ulegle, a wobec innych być rebelliantem.
Każdy człowiek jest jak paczka z DHL – albo bierzesz całą albo nie przyjmujesz w ogóle.
Naszą rolą, jako rodzica, jest towarzyszyć naszemu dziecku, wzmacniać je, pomagać mu się rozwijać. A nie łamać je do naszej wizji. Wilde nie urodził się na tym świecie po to, żeby żyć według naszych wyobrażeń.
Żeby Wasze dziecko nie musiało chodzić na terapię po to, by czuło się kochane i akceptowane, dajmy mu miłość i bezwarunkową akceptację. Inaczej będziemy jak baby na bazarze: „Ja Ci wymienię pieluszkę, a Ty mi podasz szklankę wody na starość”, „Ja nie pójdę do pracy, by się Tobą zajmować, a Ty mi dołożysz do emerytury”.
Dziecko nic nie jest Wam winne. Choćby nawet szklanki wody.
Upewnijcie się, że ono o tym wie, by miało poczucie wolności i przestrzeni. By wiedziało, że jego wartość tkwi w BYCIU
i w ISTNIENIU, nie w tym, że ma Wam coś ogarnąć na przyszłość.
3 komentarze
Czytam kolejny post w necie o podobnym wydźwięku i łapię się za głowę. Mało tego- trzęsie mną. Ja rozumiem- wolność, odcięcie pępowiny, ale to chyba chodzi o totalny egoizm młodych i wdupiemiejstwo. Jak można dziecku powiedzieć, że nie musi szklanki wody podać rodzicowi…
No, może nie musi, ale trzeba tak wychować, by chciało. Zwykła przyzwoitość. Gdzie więzy rodzinne? Miłość? Szacunek?
Przecież rozwodu z dziećmi się nie bierze. Ba, prawo gwarantuje nawet alimenty od dzieci, ale akurat w tym przypadku można dyskutować….
Właśnie nasze dzieci są w ważnym życiowym momencie. Ich dzieci podrosły nieco, mieszkanie okazuje się za małe i trzeba je zamienić na większe czyli kupić dom. Pomoc dziadków, tak oczekiwana dotąd przez te nasze dorosłe dzieci i bardzo chętnie przyjmowana, nie jest już potrzebna. Mówią „strzałka” urządzają się w nowym miejscu i przez znaczną odległość ograniczają kontakty. Z wnukami. Czuję się, jak murzyn co zrobił swoje (nie obrażając murzynów) i może odejść.
Kiedyś rodziny wielopokoleniowe żyły w jednym domu, czasem ciasnym mieszkaniu i wspierały się. Czy to coś złego? Raczej pięknego!!! Nie miałam tutaj ani babci ani dziadka, a ci drudzy mieszkali 600 km stąd. Jakże zazdrościłam moim koleżankom ich domu, gdzie babcia czekała z ciepłą zupą, odbierała ze szkoły, zrobiła sweterek na drutach…. A ja z rodzeństwem.w świetlicy…Teraz moja wnuczka będzie siedzieć całe dnie w świetlicy, w hałasie i tłumie. Wnuczek w żłobku..
A my dziadkowie siedzieć będziemy w domu 20 km dalej. Chcieliśmy kupić dom obok, po sąsiedzku, bo bliźniaczym, ale usłyszeliśmy od dzieci, że nie chcą takiego sąsiedztwa. Nóż w serce…Ni pojąć ni zrozumieć… Ktoś powie, że zasłużyliśmy sobie. Może tak, może nie… Zagłaskaliśmy może te nasze dzieci….choć nigdy nie było kłótni, dobrych rad inspekcji….Do tej pory to my rodzice zawsze byliśmy do dyspozycji dzieci. Zainwestowaliśmy mnóstwo czasu i sił w opiekę nad wnukami. Ku obopólnej radości i więzi. Silnej. Młodzi pracujący. Komfort posiadania swojego mieszkania, zbyt małego jednak w bliskim jednak sąsiedztwie. Nie narzekali, wręcz przeciwnie wdzięczni za to…I nagle…
Nie rozumiemy. Może to wpływ „wyzwolonych” koleżanek , które upychają dzieci w żłobkach i świetlicach (przedszkole uważam za pożyteczną placówkę)? Może tych , które mają kłopoty ze starszymi chorymi rodzicami i ich wolność została ograniczonal?
Instytucja rodziny upada. Dlaczego? Nasze pokolenie wychowało pokolenie ludzi roszczeniowych i egoistycznych. Poza tym wszystko jest na wyciągnięcie ręki, wszystko trzeba mieć, wszędzie być. A rodzice bywają obciążeniem….Pokolenie karmione takimi poglądami jak w powyższym tekście, znajduje dobre wytłumaczenie swoich egoistycznych wyborów. Dodam, że do końca mieszkaliśmy z moim ojcem-wdowcem.Troskliwym, spokojnym, dyskretnym. Dla dzieci był najukochańszym dziadkiem. Do głowy by mi nie przyszło, by go opuścić. Mimo chęci posiadania własnych 4 ścian. Opiekowałam się nim w czasie jego ciężkiej długiej choroby, mogłam też liczyć na pomoc braci.
Daliśmy dobry przykład naszym dzieciom. Tylko czy możemy na nich liczyć w późnej starości?
Myślę, że każdego z nas trzęsie.. ale z innego powodu
Ja nie rozumiem jak można wymagać od dziecka żeby coś było Ci winne?
Chcieć a musieć to radykalnie różne rzeczy.
Super kiedy chce.
Mam nadzieję, że każdemu z nas uda sie wychować dziecko tak, żeby miało z nami taką relację, żeby chciało – ale… ja, jako rodzic – nie oczkuję ze musi. O tym jest ten tekst.
Nie uważam, że nie chcenie mieszkania obok dziadków to obraza i brak miłosci – każdy ma prawo urzadzać sobie takie życie, które jest dla niego dobre – i z taką myslą zarówno zachowdziłam w ciążę jak i wychowuje mojego syna:
Najważniejsze dla mnie jest JEGO SZCZĘSCIE a to oznacza pewny szacunek dla jego decyzji, nawet kiedy nie jest po mojej myśli
bez dramtycznych metafor – typu nóż w serce kiedy będzie myślał inaczej
Pozdrawiam serdecznie i życze więcej otwartości wobec samodzielnych decyzji dzieci i wnuków
Bardzo ważny i bardzo potrzebny tekst!