Jakiś czas temu opublikowałam tekst, w którym opisałam moje sposoby na to, jak czytać 4 książki miesięcznie.
Był to jeden z najbardziej popularnych tekstów, które opublikowałam. W dużym stopniu dzięki temu, że Newsweek uznał go za na tyle wartościowy, że postanowił przedstawić szerszej publiczności.
Wiele osób do mnie napisało, że wprowadza w swoje życie te zasady. Dzielili się tym, co jest dla nich trudne, a co ułatwiło im iść jak burza z czytaniem.
Ale… Ku mojemu zdziwieniu dostałam równie dużo negatywnych maili i komentarzy. Zazwyczaj nie dziwią mnie negatywne opinie, bo są one częścią każdej opinii wypowiedzianej publicznie, a więc wystawionej do publicznej oceny, ale…tu nie było opinii. Tu były rady. Z mojego punktu widzenia tekst był bardzo neutralny. Był moją propozycją, a nie wytycznymi. Był pomocną listą, a nie zawstydzającym powodem do kolejnej depresji, że znowu czegoś nie robimy, a powinniśmy.
Nie tyle się dowiedziałam, dlaczego to jest tragiczny pomysł, żeby czytać 1 książkę tygodniowo, ale dlaczego JA jestem tragiczna podsuwając w ogóle takie pomysły.
- Czytanie nie powinno być obowiązkiem
“Ja czytam dla przyjemności, a nie urządzam maraton. To nie jest obowiązek, to jest przyjemność”.
No więc okazało się, że przyjemność jest dokładnie odwrotnością dyscypliny. I niestety nie była to zaskakująca reakcja – jak wiemy po badaniach IZMAŁKOWA – Polacy nie lubią dyscypliny. Wszystko ma się samo zrobić: wiedza, kariera, uroda. Kobieta, która dba o siebie – już jest mniej piękna, bo to oszukana naturalność. Osoba, która ciężko studiuje, jest mniej zdolna – no bo przecież zdolna nie musi ciężko przyswajać wiedzy. Ta, co ciężko pracuje – też najmądrzejsza nie jest, bo pracować trzeba sprytnie, a nie ciężko. Wszystko ma się zadziać – o nic nie należy specjalnie zabiegać.
Osoba, która świadomie dba o swoją karierę zasługuje na mniejszy szacunek, bo powinno to przyjść samo, nie powinno się o to zabiegać. Ta, której kariera się wydarzyła – jest bohaterem.
Jak tylko zaczynamy się starać, jak tylko zaczynamy mieć dyscyplinę w dążeniu do celu, to natychmiast stajemy się mniej atrakcyjni. W naszej kulturze lepiej być skromnym i czekać, aż uda Ci się realizacja tego wszystkiego, co sobie zaplanowałeś.
Dyscyplina oznacza zobowiązanie, oznacza decyzję, a my nie lubimy zobowiązań. To kolejny ciężar, a i tak dużo tych ciężarów mamy, więc jeżeli już lubić czytać – to tylko dla przyjemności.
Rzeczywistość jest jednak taka, że dyscyplina to podstawa rozwoju eksperckości w każdej dziedzinie. Muhammad Ali nienawidził każdej minuty swojego treningu, ale zaciskał zęby i ćwiczył dalej, bo bycie championem – było dla niego jedyną opcją. Nie rozważał czy ćwiczenie jest miłe czy nie, czy jest to maraton czy nie – po prostu realizował cel, miał dyscyplinę, a nie rozczulał się nad sobą.
Niestety taką postawę IZMAŁKOWA wielokrotnie obserwuje w firmach, które badamy. Sam fakt, że coś jest pracą oznacza, że nie powinniśmy jej bardzo kochać. To w końcu „tylko praca”. Oczywiście wyjątek stanowi praca dla siebie, ale nawet wtedy najważniejszy jest „work life balance”, bo „człowiek nie żyje po to, żeby pracować”.
Otóż, niektórzy ludzie nie żyją po to, żeby pracować, a niektórzy traktują swoją pracę jako część życia.
Dla niektórych czytanie jest tylko przyjemnością, a dla innych przyjemnością i obowiązkiem.
W świecie postkomunistycznym – dyscyplina i obowiązek mają bardzo zły PR, ale prawda jest taka, że nie ma sportowca, który nie miałby faszystowskiego reżimu diety i treningu. Nie ma artysty, który nie miałby rytuału, który zmusza go do tworzenia.
Nie ma biznesmana, który nie miałby dyscypliny permanentnego samorozwoju.
Jest moment w życiu, kiedy musisz podjąć decyzję, czy chcesz żyć tylko dla przyjemności, czy masz jakieś inne cele i ambicje?
Każda z odpowiedzi jest OK!
Tylko zanim skrytykujesz tych, którzy rozwój traktują jako część, która jest i przyjemnością i obowiązkiem, zadaj sobie pytanie, czy chciałabyś, żeby lekarz, który leczy Twoje dziecko – czytał tylko dla przyjemności?
Żeby prawnik, który broni Cię w sądzie – czytał tylko dla przyjemności?
Żeby politycy, którzy wpływają na nasze życie i reprezentują nas na międzynarodowej arenie – czytali tylko dla przyjemności?
- Szybkie czytanie, to płytkie czytanie
“Czytam w takim tempie, w jakim lubię, tak żeby wszystko dobrze zrozumieć. Nie muszę skakać po stronach, żeby pobić jakiś rekord”.
Ta wypowiedź niestety obnaża typową cechę naszego społeczeństwa – jeżeli ja czegoś nie umiem, to znaczy, że to jest złe, niepotrzebne lub wręcz szkodliwe. Kiedy w IZMAŁKOWA badamy ludzi, którzy zdrowo się odżywiają – okazuje się, że mają oni niezwykle małe mniemanie o tych, którzy nie dbają o warzywa i błonnik w swojej diecie. Ale to nic w porównaniu do tego, jakie zdanie mają na ich temat, ci, którzy nie są fanami zdrowego odżywiania się.
„Dieta – to pozbawianie radości życia i przyjemności ludzi. Ja jem dla przyjemności, a nie po to, żeby liczyć kalorie i gramy błonnika. Co to za życie? Odbierają sobie i rodzinie całą przyjemność”.
No i taka jest dyskusja na temat smaku quinoa’i z tofu z tymi, którzy nigdy tego nie próbowali.
Czy szybkie czytanie jest płytkie? Może być płytkie.
Tak, jak szybkie gotowanie może być niesmaczne, a szybka jazda niebezpieczna.
Ale jajecznica zrobiona w 5 minut smakuje często lepiej niż ugotowana w 2 godziny lasagne (przynajmniej w moim wydaniu).
A szybka jazda samochodem pod warunkiem uważności i doświadczenia kierowcy – jest bardziej bezpieczna niż wolna, którą wykonuje osoba wolno reagująca, której brakuje szerokiego spojrzenia.
Ja zużywam średnio 2 zakreślacze na jedną książkę, bo podkreślam, robię notatki, a nawet obrazki. Trudno to nazwać płytkim przetwarzaniem informacji.
Są książki, które idą mi wolnej niż szybciej, np. „Winners” Campbella – jest napisana wysublimowanym angielskim i zajęło mi prawie 2 tygodnie przeczytanie tej książki do końca. Bo nie chciałam niczego stracić i czytałam w takim tempie, żeby ją przyswoić.
Nic nie ma złego w szybkim tempie, tak jak nie ma nic złego w wolnym tempie.
Najważniejsze, żeby to było NASZE tempo i żeby to, co robimy zaspokajało naszą intencję. W tym przypadku – przyswajanie wiedzy.
Pisałam w tym tekście ze moja dyscyplina to 1 książka tygodniowo, ale jeżeli ktoś postanowił sobie czytać 1 miesięcznie – to też super. Każdy ma taki cel, jaki jest dla niego dobry. Ważne jest, żeby mieć sposoby na jego realizacje i… trzymać się nich.
- Takie rady to o kant du… potłuc
“Bo każdy jest inny i każdy ma swoje potrzeby”. “Po co takie narzucanie, ile kto ma czytać – każdy robi to na swój sposób”
Tak, dlatego żyjemy w świecie absolutnej customizacji – gdzie na każde dziecko przypada jeden nauczyciel, na każdego klienta – jeden pracownik i jedna oferta, a na każdą kobiecą twarz jest inny podkład.
Nie pisałam 10 przykazań, nie opisywałam obowiązków moralnych każdego obywatela w Polsce.
Podzieliłam się moimi PRYWATNYMI wskazówkami, które zostały wyciągnięte nie tylko na podstawie mojego doświadczenia, ale też wiedzy psychologicznej, którą posiadam.
Niedawno przeprowadzone badania pokazały, że powszechna obsesja nauczycieli (do Polski na szczęście ta obsesja nie zdążyła dotrzeć, więc nie ma problemu), żeby dostosowywać TYP nauki do preferencyjnego SPOSOBU PRZETWARZANIA INFORMACJI (słuchową do słuchowca, wizualną do wzrokowca, sensoryczną do kinetycznej osoby) jest bardzo niekorzystna dla rozwoju dziecka. Ponieważ mózg musi się nauczyć adaptacji, i jeżeli rozwijamy tylko jedną jego tendencje i to dominującą, to powoli zaczynają zanikać te inne, które po pierwsze są nam potrzebne, a po drugie są nam NIEZBĘDNE – bo cały świat nie jest tak uprzejmy, jak nauczyciele w Anglii.
Dodatkowo, obawiam się, że opinia na temat tego, jak bardzo jesteśmy różni jest mocno przesadzona. Jesteśmy tak samo różni, jak jesteśmy podobni. Niezależnie od tego, jak bardzo chcę o sobie myśleć jako o kimś wyjątkowym – jest co najmniej kilka tysięcy osób takich, jak ja. Oczywiście odbiera to trochę mojemu ego, ale za to utula moje złamane serce, kiedy przychodzi nie najlepszy moment w moim życiu – moje cierpienie, moja sytuacja nie jest aż tak wyjątkowa. Inni dali radę i ja też dałam radę.
Dlatego moje wskazówki będą super dla tych, którzy tak, jak ja lubią i cenią sobie dyscyplinę. Traktują rozwój osobisty jako integralną część swojego życia, potrafią czerpać przyjemność z obowiązków i kochają czytanie bardziej, niż jakąkolwiek inną czynność.
Osoby totalnie niepodobne do mnie – mogą mi wysłać swoje wskazówki, a ja bardzo chętnie je wypróbuję.
Brak dyscypliny, wolne czytanie – u mnie się nie sprawdzają. Ale wierzę, że jest trochę więcej tricków, których nie znam, a które na pewno będą dla mnie dobre.
Nie musicie lubić czytać, nie musicie lubić dyscypliny, nie musicie lubić obowiązków – nie ma w tym nic złego. Wasze życie – Wasze zasady.
Ale… może warto wprowadzić jedną małą prawdę do Waszych 10 przykazań – „to jest ok, że ktoś myśli inaczej niż ja, zwłaszcza kiedy nic ode mnie nie chce”
5 komentarzy
Dzięki za ten tekst.
Mam tylko taki problem, że zajrzałam na bloga dla innego tekstu… a czytam już trzeci…. zupelnie wbrew planom na dziś, słowem brak dyscypliny 😕
Julia masz moc przyciągania!
Jak zwykle świetny tekst, a konkluzja najcenniejsza. To moje motto życiowe od paru lat: świetnie, że ktoś myśli inaczej niż ja i super jeśli myśli jednocześnie, że świetnie, że ja myślę inaczej niż on 🙂
Beata – dziękuje, że napisałaś! Bo bardzo byłam ciekawa, czy ktoś jeszcze podzieli moje zdanie!
Myślę, że naszym świecie na maksa nam brakuje otwartości i mam nadzieję, że ludzie więcej energii będą wkładać w słuchanie, niż przekonywanie do swoich racji.
Pozdrawiam serdecznie
Fantastyczny wpis! Udostępniam, bo żal, żeby zaginął 😊
Dziękuję!
Mam nadzieję, że jak najwięcej osób przeczyta go i podwyższymy statystyki czytania.
pozdrawiam bardzo